#1
[Nieznane Regiony... Planeta Lehon... Świątynia Rakatan... Artefakt emanujący niespotykaną energią. Zdobiące go symbole wyglądają, jakby zostały wyryte samą Mocą. Jak mantra kodeksu w duszach prawych Jedi, czy najpotężniejszych Sithów. Widok ten uświadamia, że to już kres podróży - drogi do prawdziwej potęgi!]
 
[Obrazek: Revan%20Gif4%20-%20wolny%202MB.gif?dl=0]
 
Jestem Revan...
 
Wraz z nabyciem nowej kolonii nadszedł czas, abym spisał doświadczenia hodowlane. Trudno mówić o dzienniku z racji nieregularności wpisów. Będzie to raczej forma kroniki zawierająca kombinację dziennika, różnych przemyśleń, potencjalnych eksperymentów i konstrukcji, czy też innych wartych do omówienia zagadnień. Mam dwa powody hodowli mrówek. Pierwszy, to możliwość obserwowania i podziwiania społeczności egzotycznych gatunków, których nie mogę oglądać w naturze. Drugi, to chęć sprawdzenia się, czy jestem w stanie zapewnić kolonii odpowiednie warunki do rozwoju. Mrówki pasjonują mnie od zawsze, a przygodę z hodowlą i głębszym ich poznawaniem rozpocząłem blisko sześć lat temu.
 
Interesują mnie głównie Pheidole, i do tej pory tylko na nich się skupiałem. Wojowniczo usposobione, małe rozmiarem, ale wielkie duchem i sercem (w przypadku major też głową), ekspansywne, świetnie zorganizowane; cechujące się efektowną rekrutacją masową i szybko przystosowujące się do warunków środowiska. Niedoścignionym faworytem w tej kwestii są moim zdaniem P. megacephala, których zdobycie zawsze było moim priorytetem. Jeśli chodzi o mrówki ogólnie, to przede wszystkim ciekawią mnie te z polimorfizmem kastowym, o bogatym behawiorze zapewniającym elastyczność i radzenie sobie w każdych warunkach, lub gatunki o wyjątkowej specjalizacji dającej im przewagę w ich habitacie.
 
Mam nadzieję, że moje przyszłe wpisy przydadzą się komuś podczas rozwiązywania problemu, podejmowania decyzji w sprawie wyboru gatunku, czy też będą inspiracją do dalszych poszukiwań wiedzy i zgłębiania tajników hodowli. Wszyscy mający wątpliwości mogą zadawać pytania [Holokron Revana - pytania].
 
Mój czas tutaj dobiegł końca. Wykorzystaj dobrze to, czego cię nauczyłem.
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#2
Atta sexdens |Dzień: 1-255 (wpis archiwalny z 05.11.2016)
 
======================================================
Status kolonii: Trudne początki - intensywny rozwój.
Królowa: Ulokowana na powierzchni grzyba.
Potomstwo: Liczebność nie do określenia / duża ilość larw i poczwarek / śmiertelność robotnic prawie niezauważalna.
Temperatura/wilgotność: 26-27°C / 75-85% (czuj. 1).
Część gniazdowa: 2x pojemnik 1.2 L (168 x 109 x 105 mm).
Pokarm: Liście jeżyny, maliny, róży, bzu, klonu, jabłka, gruszki, pomarańcze, winogrona, płatki róży, płatki kukurydziane i owsiane, rozwodniony miód.
======================================================
 
Kolonia przybyła do mnie 24.02.2016 w składzie kilkadziesiąt robotnic (ok. 30-40), potomstwa praktycznie brak. Pojemnik, w którym były transportowane, nie był odpowiedni (zbyt duża wentylacja, brak źródła wilgoci), toteż miałem obawy, że grzyb może nie być w najlepszej kondycji. Wszystko trafiło niedługo do przygotowanego formikarium, na które składały się standardowo, jak to przy Atta, trzy pojemniki połączone rurkami. Robotnice niechętnie opuszczały centralny pojemnik z grzybem. Ich aktywność poza nim była praktycznie zerowa. Królowa przez pierwsze tygodnie zachowywała się dość niespokojnie. Od czasu do czasu chodziła nerwowo po pojemniku, próbując się wspinać po jego ściankach, albo gryzła wnętrze. Niedługo zacząłem podawać pierwszy pokarm złożony z niezbyt dobrej jakości liści jeżyny, otrzymanych razem z mrówkami, i rozwodnionego miodu. Jako że mrówki nie opuszczały gniazda, pokarm serwowałem otwierając wieko pojemnika. Miód był chętnie przyjmowany, a po jego spożyciu na grzybie pojawiały się brązowe krople, co wziąłem za nawóz. Liście za to nie były ruszane. Zaniepokoiło mnie to trochę. Powodem mogła być ich nieświeżość, więc zacząłem podawać zamienniki - owoce, albedo pomarańczy, płatki owsiane. Bez rezultatu. Dlaczego nie podałem innej zieleniny? Trudno o nią późną zimą. Mrówki wprawdzie na grzybie siedziały i coś tam przy nim grzebały, ale nie dawało mi to spokoju i trzeba było przyjrzeć się bliżej jego strukturze. Niestety, mając coś pierwszy raz przed oczami trudno stwierdzić, czy jest tak, jak powinno. Zacząłem porównywać zdjęcia z sieci. W obrazie grzyba mojej kolonii brakowało jednego ważnego szczegółu - białego 'meszkowatego' nalotu. Powierzchnia w powiększeniu była szara jak karton. Wniosek? Moje obawy co do kondycji grzyba były uzasadnione. Nie przetrwał, stąd mrówki niespecjalnie się nim zajmowały, a z czasem w ogóle straciły zainteresowanie. Dalszy los kolonii stał pod znakiem zapytania.
 
Kiedy ryzykujesz bólem lub śmiercią dla innych, nie ma prawdziwszego sprawdzianu Twoich przekonań i siły. ― Brianna
 
Nie chciałem skazywać mrówek na powolną śmierć, więc jedynym rozwiązaniem było zaryzykować i kupić grzyb z nadzieją, że dotrze w lepszym stanie niż obecny. Pierwsze na liście było antstore. Kupno w niedzielę, paczka wysłana dopiero w czwartek, doszła w następnym tygodniu. Rezultat? Grzyb podzielił los oryginału... Za drugim razem postawiłem na inne źródło, także z Niemiec, i dnia 16.03.2016 kolejny grzyb został dostarczony. Żyje! Wierzch pokrywa biały meszek, a mrówki bardzo się interesują. Z grudek, które do mnie przyszły, ulepiły jedną całość w rogu pojemnika. Co ważniejsze, zaczęły oblepiać go drobinami liści. Świeżych, bo zorientowałem się, że jeżyny są zielone cały rok, i można zaopatrywać się nawet zimą. U początków starałem się hodować liście na zerwanych gałązkach (np. róży), które należy wstawić do wody i umieścić w cieple. Czas oczekiwania na liście przy tej metodzie, to jakieś 3-4 tygodnie. Nie byłem do końca przekonany co do tego sposobu, ale rzeczywiście się udało i trochę ich wyrosło. Niestety zmarnowały się na próbach karmienia obumarłego grzyba. Późniejszy czas obfitował już jedynie w same sukcesy.
 
Grzybek rósł, a jajeczek, larw i poczwarek przybywało. Któregoś dnia patrzę, a mrówki oddzieliły z niego kawałek i tworzą z tego drugi ogródek grzybowy, po drugiej stronie pojemnika. Zbierając kiedyś informacje o Atta trafiłem na wzmiankę, że gdy mrówki zaczynają budować kolejne ogródki w innych miejscach, może oznaczać to, że grzyb ma problemy (choroba, itp.), i jest to forma jego ratowania. Pomyślałem, że skoro mają sporo miejsca, a tak postępują, to coś w tym może być. Nowo postawiony ogródek zaczął się rozrastać, a grzyb w rogu, który dał mu początek, nie. Mrówki stopniowo z niego rezygnowały, nie karmiły liśćmi, opieka malała, potomstwo przeniesione, aż w końcu został całkowicie rozebrany i wyniesiony na śmietnik. Był to jedyny taki incydent i mrówki już go nie powtórzyły. Nowy ogródek grzybowy wypełnił w ciągu kilku kolejnych miesięcy cały pojemnik. Po podłączeniu drugiego pojemnika, robotnice za niedługo zabrały się do tworzenia w tym miejscu kolejnej uprawy. Co ważne: Im liczniejsza kolonia, tym szybszy przyrost grzyba, gdyż to robotnice odpowiadają za tworzenie jego szkieletu, który oczywiście powstaje z roślinnego materiału. Tego nie przewidziałem. Sądziłem, że ta grzybowa forma życia rozwija się swoim stałym tempem. Trzeba więc liczyć się z tym, że częstotliwość dodawania kolejnych pojemników będzie się zwiększać i to zastraszająco. W mojej hodowli nie tylko grzyb wypełnił dwa pojemniki. Mrówki dorównują mu przyrostem. Nie wiedzieć kiedy, z niewielkiej kolonii zrobiły się setki, a pewnie powinienem mówić już o tysiącach. Pojawiają się partie coraz to większych robotnic. Aktualnie największe mierzą ponad 1 cm, a szerokość głowy zbliża się u nich do 4 mm. Klonia obecnie czeka na zwiększenie przestrzeni życiowej.
 
Na tym etapie mogę powiedzieć, że gatunek ten nie jest problematyczny. Nie licząc oczywiście środków, jakie należy włożyć w formikarium, które będzie zapewniać odpowiednie warunki dla rozwoju grzyba. Same robotnice są wytrzymałe i specjalnych wymagań nie mają. Nie trzeba 'dmuchać i chuchać', jak na niektórą egzotykę. W moim odczuciu jest przy nich mniej pracy, niż przy 'zwykłych' mrówkach, np. Pheidole. Karmienie liśćmi jest o wiele wygodniejsze, niż zabawa z żywą karmówką. Poza tym, kolonia wcale ich tak dużo nie potrzebuje, przynajmniej na tym etapie. Mrówki, wbrew moim dawnym wyobrażeniom, nie pakują do gniazda wszystkiego, co im podamy. Biorą tyle, ile im aktualnie potrzeba, stąd też często wiele z tego co zaserwowaliśmy pozostaje na arenie. Choć i to nie jest problemem, bo nawet wyschnięte liście, kiedy nie ma alternatywy, są z czasem wykorzystywane do karmienia grzyba. Robotnice są agresywne, w szczególności te większe, i bez problemu przecinają do krwi skórę dłoni. Szybko się mobilizują w przypadku naruszania ich spokoju, co przy takiej liczebności daje nacierającą rzekę robotnic gotową do przepędzenia intruza. Mrówki te preferują ścisłe trzymanie się znanych szlaków, więc trochę im zajmie, zanim zdecydują się ruszyć w nieznane. Dlatego też nawet w licznej kolonii, bez problemu mogłem otworzyć, a później zamknąć wieko pojemnika z grzybem, gdyż mrówki z pełnym opanowaniem dochodziły jedynie do jego krawędzi. Było to dla mnie sporym zaskoczeniem, bo przedstawiciele wielu innych gatunków w takich momentach rozbiegają się we wszystkich kierunkach, byle dalej. Najbardziej urzekające są jednak najmniejsze robotnice. Nie zwracają uwagi na nic i, choćby się waliło i paliło, nieprzerwanie zajmują się pielęgnowaniem ogródka grzybowego. Królowa mając opiekę robotnic stawia na nieporadność. Porusza się leniwie, jak w zwolnionym tempie. Jedynie jej czułki pracują energicznie. Pomimo ociężałości potrafi wisieć cały dzień głową w dół. Przebywa przeważnie w jednym miejscu, gdzie jest stale czyszczona i karmiona. Na koniec jeszcze słowem o wilgotności. W okresie wiosna-lato, przy nawodnionym gipsie, wskazanie bez problemu utrzymuje się na poziomie powyżej 85%, a przy gipsie stojącym we wodzie +90%. Porą jesienno-zimową wskazanie higrometru waha się w granicach 75-80%, a przy gipsie stojącym we wodzie wynosi ok. 85%. Formikarium nawadniane jest raz w tygodniu, nawet pomimo wysokich wskazań, dla bezpieczeństwa. Pomiary higrometru, z racji jego umieszczenia, mogą być błędne.
======================================================
 
Marzec: Mrówki ulokowały dokupiony grzyb w rogu pojemnika.
           
 
Kwiecień: Grzyb z rogu znacznie urósł, jednak mrówki tworzą konkurencję po drugiej stronie - niedawno zaczęty drugi ogródek. 29 kwietnia nowy ogródek wyprzedził protoplastę, gdyż tamten został opuszczony, i jest już pokaźnych rozmiarów.
         
 
Maj: Ogródek się rozrasta, głównie w górę.
           
 
Czerwiec: Wszystko zmierza w dobrym kierunku. Na placu boju, jak widać, pozostał tylko jeden.
           
 
Lipiec: Z powodu dużej wysokości, ale wąskiej podstawy, grzyb się przechyla, co w rezultacie doprowadzi później do całkowitego przewrócenia na przeciwległą ściankę. Mrówki próbują wciągnąć królową na górę.
   
 
Wrzesień: Grzyb zajmuje już cały pojemnik.
   
 
Październik: Mrówki jakiś czas temu otrzymały drugi pojemnik, i pomału go zagospodarowują. Warto zwrócić uwagę na tempo rozrastania się ogródka: 1 października (pierwsze dwa zdjęcia) vs 15 października.
                 
 
Losowe zdjęcia:
   

Filmy: [Wideo 1] | [Wideo 2] | [Wideo 3] | [Wideo 4]
======================================================
 
[Chcę zadać pytanie]
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#3
Formikarium dla Atta (wpis archiwalny z 07.11.2016)
======================================================
 
Drugą próbą każdego Jedi jest zbudowanie własnego miecza świetlnego. To symbol umiejętności, oddania i autorytetu. Każdy miecz jest równie wyjątkowy jak władający nim Jedi. ― Mistrz Zhar Lestin
 
Formikarium dla grzybiarek zbudowałem według popularnego, sprawdzonego i zalecanego sposobu. Są to trzy pojemniki stojące w rzędzie, gdzie pierwszy stanowi arenę, drugi jest gniazdem, a trzeci to śmietnik. Dokładny opis elementów składowych jawi się następująco:
 
Arena: Wysoki pojemnik w kształcie walca, pierwotnie przeznaczony do przechowywania sypkich produktów żywnościowych. Pojemność 2.8 L, średnica podstawy 150 mm, wysokość 220 mm (wymiary zewnętrzne). Posiada wieko z silikonową uszczelką, którego nie wykorzystuję.  W moim przypadku zabezpieczenie stanowi warstwa fluonu, aby wymiana powietrza była jak najlepsza. Na dnie wysypana jest niewielka warstwa piasku, a z czasem trafiły tam i kamienie, ale to już robota mrówek. Pojemnik posiada dwa przyłącza po przeciwległych stronach. Jedno jest używane i prowadzi do środkowego pojemnika. Drugie jest zatkane watą, ale może posłużyć do rozbudowy.
 
Gniazdo: Pojemnik prostokątny, przeznaczony pierwotnie do przechowywania sypkich produktów żywnościowych. Pojemność 1.2 L, długość 168 mm, szerokość 109 mm, wysokość  105 mm (wymiary zewnętrzne). Wyposażony w zdejmowaną pokrywę zatrzaskiwaną na dwa klipsy. Ich jakość jest wątpliwa, więc lepiej za często tego nie otwierać. Dno pojemnika stanowi wylewka gipsowa o wysokości około 1.5 cm, która jest nawadniana przez podsiąkanie - na spodzie oraz bokach pojemnika wywiercone są otworki średnicy 1 mm. Pojemnik natomiast stoi na podstawce, do której wlewa się wodę. Wylewka gipsowa jest już w kilku miejscach lekko ponadgryzana. Początkowo na zastygłej już wylewce umieszczałem warstwę drobnych otoczaków, aby grzyb nie miał bezpośredniego kontaktu z mokrym gipsem. Mrówki jednak szybko pozbywały się wszystkich kamieni i rozpoczynały uprawę ogródka na gołym gipsie. Przy kolejnych pojemnikach zrezygnowałem z tego rozwiązania. W pokrywie pojemnika wywiercony jest otwór wentylacyjny o średnicy 25 mm, zabezpieczony siatką. Siatka w założeniu miała być tak drobna, żeby mrówki nie mogły przełożyć nawet czułka i traktowały ten element jako całość. Wszystko po to, by zminimalizować ryzyko prób przegryzania się. Póki co mrówki nie interesują się zabezpieczeniem. Na jednej ze ścianek pojemnika, zaraz poniżej pokrywy, nawiercony jest otwór i wsunięta sonda termohigrometru (czuj. 1), której końcówka również zabezpieczona jest drobną siatką. Druga strona czujki (tam gdzie wchodzi kabel) jest całkowicie zaklejona, aby powietrze z zewnątrz nie wpływało na pomiar. Z czasem jednak wskazania będą błędne, gdyż rozrastający się grzyb dociera do czujnika, co może skutkować przekłamywaniem pomiaru. Rozwiązaniem może być umieszczenie go bardzo płytko, na równi z powierzchnią ścianki pojemnika.
 
Śmietnik: Na tą część formikarium również został przeznaczony pojemnik do przechowywania sypkich produktów żywnościowych. Pojemność 0.6 L, wymiary 105 x 105 mm, wysokość 116 mm (wymiary zewnętrzne). Posiada on szczelne wieko. Podobnie jak w przypadku areny, i z tych samych powodów, zrezygnowałem z przykrywy stosując fluon. Do tego pojemnika trafiają przede wszystkim obumarłe części grzyba oraz nieprzydatne już resztki. Jeśli z niego zrezygnujemy, robotnice będą składować je na arenie. Mrówki te mają w zwyczaju wynoszenie odpadów jak najdalej, więc na początku śmietnikiem może stać się najbardziej oddalony pojemnik, np. arena. Trzeba wtedy przesypywać wynoszone śmieci do naszego pojemnika na odpady. Mrówki nauczą się tym sposobem, że to jest właściwe miejsce.
 
Przyłącza, złączki, rury: Każdy z pojemników posiada po przeciwległych bokach wywiercone otwory średnicy 25 mm i przyklejone do tego przyłącza, które stanowią tuleje kołnierzowe PVC o średnicy wewnętrznej 25 mm. Przy płaskich powierzchniach zastosowany klej to cyjanoakryl 'Kropelka'. W przypadku okrągłych ścianek pojemnika-areny użyty został silikon akwarystyczny. Powierzchnia klejona tulei, jak i obszar wokół otworów w pojemnikach, były uprzednio zmatowione papierem ściernym, aby uzyskać lepszą trwałość klejenia. Wykorzystywane złączki to kolanko i trójnik PVC. Rury połączeniowe wykonane są z plexi, a ich średnica wewnętrzna to 21 mm. Są one łączone z wymienionymi wyżej elementami na wcisk, bez klejenia, aby można było w dowolnym momencie zmienić konfigurację formikarium.
 
Obudowa: Jej rola sprowadza się do utrzymywania odpowiedniej temperatury wokół pojemników z grzybem. W pomieszczeniu, w którym znajduje się formikarium, dochodzi do dużych spadków temperatury - zimą może spadać nawet w okolice 14°C. Tak więc na blacie szafki, na której stoi formikarium, położony jest kabel grzewczy sterowany z termoregulatora, który ogrzewa powietrze wewnątrz obudowy. Pojemniki nie stoją na kablu, jest on poprowadzony wokół. Czujka termoregulatora umieszczona jest wewnątrz, na wieczku pojemnika z grzybem. Obudowa wykonana jest z płyt plexi grubości 4 mm, łączonych kątownikami montażowymi.
 
Ogrzewanie i pomiar:
a) Termoregulator THERMOSTAB TS 500 firmy AQUAEL. Urządzenie informuje diodami jaką temperaturę ustawiliśmy (temp. zadana) oraz jaka jest ta obecnie mierzona przez sondę. Jeśli temperatura mierzona przez sondę przekroczy wartość temperatury zadanej, wtedy dioda energicznie miga - alarmując. W teorii jest to dobre rozwiązanie. Problem polega na tym, że jest to marna sygnalizacja w wypadku, kiedy termoregulator leży za meblem. Droższy model THERMOSTAB'a posiada już sygnał dźwiękowy.
b) Kabel grzewczy Terra Line 50W, silikonowy, długość 7 m.
c) Termohigrometr TH6 z sondą, dokładność: +/- 1°C, +/- 5% RH. Jego atutem jest fakt, że zapisuje najniższe i najwyższe wskazanie tych dwóch parametrów. Kiedy doszłoby do np. przegrzania, mamy możliwość sprawdzenia, jaką najwyższą wartość czujnik zarejestrował.
======================================================
 
Sonda termohigrometru TH6:
   
 
Arena:
   
 
Śmietnik:
   

Gniazdo z umieszczoną na nim sondą termoregulatora:

   

Elementy składowe:
   
======================================================
 
[Chcę zadać pytanie]
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#4
Atta sexdens |Dzień: 263 (wpis archiwalny z 13.11.2016)
 
======================================================
Status kolonii: Intensywny rozwój.
Królowa: Ulokowana na powierzchni grzyba.
Potomstwo: Liczebność nie do określenia / duża ilość larw i poczwarek / śmiertelność robotnic prawie niezauważalna.
Temperatura/wilgotność: 25-26°C / 75-80% (czuj. 1); 24-25°C / 90-95% (czuj. 2).
Część gniazdowa: 4x pojemnik 1.2 L (168 x 109 x 105 mm).
Pokarm: Liście róży, gruszki, płatki kukurydziane i owsiane, rozwodniony miód.
======================================================
 
Kolonia nie zwalnia z rozwojem ani na chwilę. Sezon na rośliny dobiegł końca, więc mrówki dostały niewielką porcję liści róży - ostatnią już. Zacznie się teraz zwiększone karmienie zamiennikami. Królowa nadal przesiaduje w tym samym miejscu, jednak pomału zaczyna chować się w zagłębieniu, które do niedawna było jeszcze płytkie. Spora cześć potomstwa została ulokowana na grzybie znajdującym się w drugim pojemniku. Jeśli chodzi o robotnice, to poza ciągłym ogólnym przyrostem pojawia się coraz więcej małych gigantów, którzy wyraźnie odstają masywnością od reszty robotnic. Kolonia otrzymała wreszcie dwa nowe pojemniki mieszkalne. W jednym z nich osadzony jest drugi czujnik termohigrometru, który przy mocno nawilżonym gipsie wyświetla ponad 95% wilgotności względnej powietrza, czyli jak najbardziej wszystko w normie. Pokazuje to, że  czujnik pierwszy (częściowo otoczony grzybem) przekłamuje pomiary, co też nie jest zaskoczeniem. Nie ma to jednak większego znaczenia, gdyż higrometry stanowią jedynie dodatek. Regularne nawadnianie w zupełności wystarcza do utrzymania ogródka w dobrej kondycji. Jedna z rurek połączeniowych, w nowo dodanej parze pojemników, została zasypana kamieniami i zaślepiona drobną siatką nierdzewną. Wszytko w ramach wentylacji, gdyż w przypadku pierwszej pary pojemników analogicznie umiejscowiona rura prowadzi do dobrze wentylowanego pojemnika na odpady (śmietnika). Mrówki szybko jednak usunęły kamienie i od czasu do czasu testują, czy można się tamtędy wydostać. Nie wygląda to jednak na intensywne próby przegryzienia się. Niekiedy wprawdzie któraś próbuje złapać siatkę żuwaczkami, ale przeważnie działania mrówek sprowadzają się jedynie do chodzenia po niej. Miałem nadzieję, że robotnice w końcu zasypią tę część kamyczkami dla bezpieczeństwa (ew. regulacji dopływu powietrza), co niegdyś uczyniły odcinając dostęp do śmietnika. Alternatywą dla siatki może okazać się wypełnienie rurki kamyczkami, ale związanymi klejem cyjanoakrylowym. Powietrze nadal będzie się dostawało, a niemożliwe do ruszenia kamienie być może zniechęcą mrówki do prób przedarcia się. Drugą alternatywą jest pominięcie siatki i połączenie rury z obecnym pojemnikiem na odpady.
======================================================
 
Rozbudowane gniazdo.
   
 
Połączenie prowadzące z areny do pojemników.
   
 
Zaślepiony siatką korytarz pełniący wentylację.
   
 
Potomstwo w pierwszym pojemniku. Nie jest to całość, gdyż jeszcze wiele znajduje się po bokach grzyba, a i zapewne także wewnątrz.
   
 
Potomstwo w drugim pojemniku.
   

Robotnica zlizująca wodę z nawodnionego gipsu.

   
 
Mały gigant.
   
======================================================
 
[Chcę zadać pytanie]
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#5
Pheidole megacephala |Dzień: 1-180 (wpis archiwalny z 19.11.2016)
 
======================================================
Status kolonii: Przyrost - Zatrzymanie rozwoju - Na wolności.
Królowa: Kolonia pierwsza liczyła 6 królowych / Kolonia druga liczyła 2 królowe.
Potomstwo: Duża ilość jajek, larw i poczwarek / Startowa liczebność kolonii ok. 400 robotnic.
Temperatura/wilgotność: 24-26°C / (Brak danych).
 Formikarium: 2x probówka 'krok pierwszy', gniazdo akrylowe 30x20 cm, arena 30x20 cm.
Pokarm: Muszki owocówki (Drosophila hydei), świerszcze małe (prawdopodobnie Gryllus bimaculatus), świerszcze duże (Gryllodes sigillatus), nasiona konopii, rozwodniony miód.
======================================================
 
Życiorys kolonii tego gatunku będzie krótki, choć dość przebojowy, i zawrze się w jednym wpisie. Mrówki dotarły do mnie dnia 16 marca 2016. Paczka zawierała dwie kolonie umieszczone w probówkach, gdzie na każdą przypadały trzy królowe, dość duża liczba robotnic (łącznie ok. 300-400) i potomstwo w różnych stadiach rozwoju. Niedługo obie probówki trafiły na wspólną arenę, ułożone równolegle do siebie. Robotnice przy kontakcie nie wykazywały żadnych oznak agresji. Bez wątpienia pochodziły z jednej dużej kolonii, więc od razu zaczęły działać jak jedno gniazdo. Królowe później od czasu do czasu przemieszczały się pomiędzy probówkami i pomieszkiwały w różnych konfiguracjach. Zaraz po udostępnieniu areny, Pheidole wyszły na nią w większej liczbie, żeby zorientować się w sytuacji. Niektóre robotnice (zakładam, że starsze) znosiły inne z powrotem do probówki. Najwyraźniej akurat one nie miały prawa do zwiedzania. Gdy mrówki już się w miarę oswoiły z nowym miejscem, liczebność na wybiegu znacznie się zmniejszyła. I taki stan utrzymywał się przez mniej więcej dwa - trzy pierwsze tygodnie. Po prostu ograniczały patrolowanie areny do minimum,  kręciło się na niej kilka robotnic. Pierwszy pokarm stanowiły muszki owocówki serwowane zamiennie z maleńkimi świerszczami, a dodatkowo rozwodniony miód. Jak na Pheidole przystało, mrówki szybko rekrutowały swoje siostry do podanego pokarmu. Maleńkie muszki i świerszcze były zabierane do gniazda. W przypadku dużych świerszczy, które zacząłem niedługo podawać, gdyż kolonia potrafiła zjadać ich ok. 7 dziennie, mrówki nie próbowały tego robić. Zapewne było to po prostu spowodowane bliskością gniazda, i w ich ocenie nie trzeba było obawiać się konkurencji mogącej podebrać łup. Pokarm był więc rozdrabniany na miejscu, w czym bardzo pomagały robotnice major, które przybywały bardzo licznie. Jeśli chodzi o pokarm energetyczny, to mrówki bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły ( choć mając dość sporą wiedzę na ich temat, częściowo się tego spodziewałem). Zainteresowanie miodem po prostu było ogromne. Jest to sytuacja odwrotna do tej, kiedy obserwujemy P. pallidula. Pierwszy raz widziałem Pheidole, które setkami pobierają miód, a wymiana robotnic na szlaku rekrutacyjnym się nie kończy. Przestawały dopiero wtedy, gdy cała porcja została zjedzona, albo robotnice nie miały już miejsca w swoich żołądkach społecznych. Wystarczyły jednak dwa dni przerwy, a do nowo podanego miodu  znów maszerowały hordy 'afrykańskich wielkogłowych mrówek'. Nigdy się to nie zmieniło. Tacki z miodem nie były zasypywane piaskiem, co było kolejnym plusem. Co najwyżej trafiło tam kilka ziarenek od jakiejś nadgorliwej robotnicy.
 
Po tych pierwszych tygodniach ostrożnej egzystencji, aktywność na arenie zaczęła gwałtownie wzrastać. P. megacephala zaczęły pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Zapewne było to skutkiem całkowitego oswojenia się z nowym miejscem, jak i przyrostem liczebności. Arena nieustannie była wypełniona robotnicami przeczesującymi każdy kąt. Dziesiątki, setki. Sprzątanie na wybiegu stało się niemożliwe (wtedy jeszcze nie stosowałem fluonu, jedynie pokrywę). Mrówki bardzo sprawnie rekrutowały się do pokarmu tworząc niekiedy nawet trzy równoległe szlaki feromonowe, w rezultacie dając  trzy kolumny robotnic. Co najbardziej ciekawe, i od razu rzucało się w oczy, mrówki tworzyły szlaki rekrutacyjne nie tylko do źródeł pokarmu, ale także do innych miejsc, ze znanych głównie im powodów. Jednym z takich przypadków są wyprawy do kratki wentylacyjnej z zamiarem zapewne przegryzienia się, albo do zatyczki w pokrywie mrowkoyadowej areny. Już na samym początku zauważyłem, że zadzieranie z nimi nie jest wskazane. Kiedyś uchyliłem lekko pokrywę wybiegu, przesuwając odrobinę, bodaj z zamiarem zabrania pustej tacki na miód. Na wierzchołku ściany była już robotnica, więc musiałem ją przepędzić szturchając, żeby móc z powrotem zasunąć pokrywę. Robotnica po kontakcie z moim palcem szybko zbiegła na dno areny, gdzie krzątały się oczywiście jej siostry. Po kilku sekundach (ledwo zdążyłem zasunąć wieko) zobaczyłem nacierającą kolumnę kilkudziesięciu zrekrutowanych mrówek, podążających dokładnie ścieżką wyznaczoną przez przepędzoną robotnicę, gotowych stawić mi czoło. Pokazuje to, jak bardzo zorganizowany jest ten gatunek, i że potrafi szybko reagować na sytuację. Oczywiście podobnego typu zajścia powtarzały się, więc nie był to przypadek, czy zbieg okoliczności. Sprawna rekrutacja, to ich drugie imię. Nie tylko z udziałem śladów zapachowych na podłożu. Na przykład, gdy robotnica znajdzie pokarm, to w pierwszej kolejności używa feromonów alarmowych, które wychwytywane są przez inne robotnice znajdujące sie na arenie. Działa to nawet z odległości kilku ładnych centymetrów, co przy dwumilimetrowym owadzie jest niezłym wynikiem. Robotnice znajdujące się w zasięgu natychmiast przybierają bardziej pionową postawę ciała, unoszą głowę i wyciągają w górę wyprostowane czułki, by po chwili energicznie biec w kierunku źródła alarmu.
Na tym etapie hodowli kolonia radziła sobie świetnie i bez przeszkód się rozwijała. Później dostawiłem trzecią probówkę. Potomstwa była dosłownie masa. Taki stan rzeczy nie miał jednak trwać długo. Pewnego dnia zważyłem królową biegającą po arenie. Poruszała się bardzo energicznie i nie zatrzymywała ani na chwilę. Grupa robotnic podążała za nią, a niektóre z nich próbowały ją zatrzymać. Pomyślałem wtedy, że może coś z nią nie tak i przyda się jej 'reset' w lodówce. Po czasowym schłodzeniu podrzuciłem królową pod probówkę. Robotnice znów ją otoczyły i zaczęły trzymać. Zareagowały agresywniej niż przedtem i ostatecznie uśmierciły. Wtedy jeszcze miałem prawo myśleć, że przyczyniłem się do jej śmierci, bo być może pozbawiłem królową wspólnego zapachu. Późniejsze wydarzenia nie pozostawiały już wątpliwości...
 
Ich ideały zostały zmienione, ich dusze skażone i przeszli na Ciemną Stronę. ― Mistrz Zhar Lestin
 
Niedługo po pierwszym incydencie, mrówki osaczyły i zabiły drugą królową, tym razem już w akrylu, do którego zostały przeprowadzone w międzyczasie. Trzecią królową spotkał taki sam los. Ewidentnie rozpoczęła się redukcja nadliczbowych królowych. Tak więc z sześciu pozostały trzy. Miałem nadzieję, że na tym się zakończy, i tak się wprawdzie stało, lecz pojawiła się druga przeszkoda. Przyrost praktycznie się zastopował. Z gór potomstwa, które zostały przeniesione z probówek wykluły się robotnice, znacznie zapełniając akryl. Jednak nowego potomstwa było jak na lekarstwo. Od czasu do czasu trafiło się kilka jajeczek, ale trudno było dopatrzeć się zachowania ciągłości jaja-larwy-poczwarki. Obecność jednego stadium rozwojowego, to brak innych. Taki stan utrzymywał się nieprzerwanie, aż robotnice pomału zaczęły się wykruszać, a gniazdo pustoszało. Trzeci problem był już nie do naprawienia - zdechła pierwsza z trzech królowych. Raczej z przyczyn naturalnych, a nie w wyniku eliminacji. Druga też niedługo zaczęła słabnąć i słaniać się na nogach. Pozostała ostatnia - jeszcze żwawa, choć przypuszczalnie jej dni również były policzone (urok odławianych kolonii gatunków inwazyjnych). Wtedy zapadła decyzja o wypuszczeniu mrówek na wolność, aby tam doczekały końca swych dni. Lepsza w moim odczuciu była dla nich śmierć wraz z nadejściem zimowych mrozów, niż powolne wymieranie całej kolonii, robotnica po robotnicy. Poza tym chciałem sprawdzić, jak sobie tam poradzą.
 
Kolonia została wypuszczona w spokojnym miejscu 13 września 2016, pod mocno osadzoną deską, gdzie dodatkowo wydrążyłem otwór w ziemi. Mrówki zaczęły chować się w zagłębieniu, jednocześnie duża ich część zaczęła patrolować spory obszar terenu. Około pół metra od nich znajdowało się gniazdo Myrmica. Tych samych, które jeszcze kilka dni temu szturmowały z powodzeniem gniazdo L. niger. Nieuniknionym był więc mały konflikt. Z jednej strony dopiero co rzucone na nieznany sobie teren P. megacephala, a z drugiej dość agresywne Myrmica, które nie znają Pheidole. Oczywiście na niekorzyść wścieklic przemawiał fakt, że są oportunistami, więc i niespecjalnie radzić sobie będą w otwartym konflikcie. Nie tak działa ten typ mrówek. Nie było jednak innego miejsca na osiedlenie kolonii. Rezultat tego spotkania był taki, że Myrmica potrafiły atakować osamotnione robotnice Pheidole, traktując je chyba bardziej jak zwykły łup, niż konkurencyjny gatunek mrówki. Pheidole nie atakowały każdej napotkanej robotnicy. Przynajmniej w niektórych obszarach, i potrafiły przechodzić obok zajęte przeczesywaniem terenu. Co nie znaczy, że obustronnych walk nie było. Pheidole w kilka minut po wypuszczeniu zaczęły znosić kolejne robotnice wścieklic. Następnie utworzyły szlak do ich gniazda, i tam rozgrywała się cała batalia. Robotnic Myrmica było dużo, ale w końcu schowały się w gnieździe. A Pheidole? W większości wróciły w okolice miejsca, gdzie zostały wypuszczone. W ciągu kilku następnych dni przeprowadziły się w inne miejsce, pod wylewkę betonową. Nadal pół metra od gniazda Myrmica, ale z drugiej strony. Nie wszczynały już konfliktów. A przynajmniej tego nie widziałem. Na bieżąco karmiłem je miodem i owadami. Nawet przy temperaturze 7°C można je było jeszcze zobaczyć. Na tym obserwacja tej kolonii zakończyła się.
 
Oprócz powyższej kolonii miałem jeszcze drugą - mniejszą, składającą się z dwóch królowych, ponad setki robotnic i potomstwa praktycznie tylko królewskiego. Jej historia wcale nie jest dłuższa, bo zakończyła się w podobnym czasie naturalną śmiercią obydwu królowych. Pierwotnym zamiarem było połączenie ich z kolonią większą, jednak mrówki okazały się niekompatybilne - wykazywały agresję wobec siebie. Być może winę za to ponosi probówka, która  nie dość, że zawierała w sobie masę kamieni i błota, to jeszcze była mocno podtopiona. Być może mrówki utraciły tym sposobem zapach (zmył się, co u Pheidole przychodzi bardzo łatwo, patrząc po P. pallidula), albo pochodziły z konkurencyjnych kolonii. Pierwsze co postanowiłem zrobić, to przeprowadzka do czystej probówki. Z racji tego, że wszystko wewnątrz przylepione do wody i błota, trzeba było użyć konkretniejszej metody - przeprowadzka siłowa i ręczne odklejanie dobytku od wnętrza probówki. Kolonię wysypałem na małą arenę razem z częścią potomstwa. Próbówkę zabrałem i zacząłem realizować odklejanie ich dobytku, a następnie dawać na arenę. Szanse uratowania zalanego potomstwa pewnie były niewielkie, ale można było spróbować. Kolonia przeczesuje arenę, cześć robotnic skupia się na otaczaniu królowych, a inne spacerują po biurku, gdyż arena była otwarta. Nie widziałem potrzeby zamykania. Nie przerażają mnie mrówki biegające wolno. Doszło więc do zabawnej sytuacji. Pozostawiłem na moment Pheidole w takim stanie i odwróciłem się do Atta, żeby coś tam przy nich zrobić. Jakąś drobnostkę, która zajmie kilkanaście sekund. Skończyłem, odwracam się, a pół kolonii Pheidole (w tym jedna królowa) pomieszkuje już pod moją podkładką pod mysz. Imponująco szybko. Uniosłem więc podkładkę, a mrówki zabrały dobytek i pomaszerowały z powrotem na arenę. Oddałem im starą, ale już osuszona probówkę, do której szybko wróciły. Później przeprowadziłem do czystej. Wystarczyło, że była zaciemniona. Sekundy później już ją zajmowały. Potomstwo królewskie się zmarnowało, larw robotnic brak, więc pomyślałem, że pewnie zanim pojawi się nowa partia robotnic, to zostaną same królowe. Stało się jednak inaczej. Wystarczyło około półtorej miesiąca, a probówka zapełniła się górami potomstwa. Robotnic przybywało, ale w końcu pierwsza królowa zaczęła słabnąć, a później i druga.
 
W ramach podsumowania całej przygody z P. megacephala powiem, że cieszę się, że udało mi się je w końcu zdobyć. Może nie była to długa hodowla, ale mnie zadowala w zupełności. Nawet kolonia upchana po kilkunastu akrylach nie pokaże nic nowego na maleńkiej arenie. Aby móc podziwiać prawdziwy potencjał tego gatunku, potrzeba obserwacji w ich naturalnym środowisku.
======================================================
 
Robotnice.
       
 
Kolonia w probówkach dnia 1 maja 2016.
   
 
Kolonia w akrylu już bez potomstwa dnia 4 lipca 2016.
   
 
Przeprowadzka do gniazda akrylowego 1 maja 2016: [Wideo ]
 
Karmienie białkiem jeszcze niewielkiej kolonii: [Wideo ]
 
Kolonia w gnieździe akrylowym dnia 14 maja 2016: [Wideo]
 
Rekrutacja do kratki wentylacyjnej: [Wideo]
 
Rekrutacja do otworu w pokrywie areny: [Wideo]
 
Transport muchy: [Wideo]
 
Na szlaku zapachowym: [Wideo]
 
Furażerowanie: [Wideo]
 
Ucieczka z areny: [Wideo]
======================================================
 
[Chcę zadać pytanie]
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#6
Atta sexdens |Dzień: 276 (wpis archiwalny z 26.11.2016)
 
======================================================
Status kolonii: Rozwój.
Królowa: Ulokowana wewnątrz grzyba.
Potomstwo: Liczebność nie do określenia - ciągły przyrost / duża ilość larw i poczwarek / śmiertelność robotnic prawie niezauważalna.
Temperatura/wilgotność: 26-27°C / 82-85% (czuj. 1); 26-27°C / 85-95% (czuj. 2).
Część gniazdowa: 4x pojemnik 1.2 L (168 x 109 x 105 mm).
Pokarm: Jabłka, gruszki, pomarańcze, rodzynki, płatki pszenne, kukurydziane i owsiane, rozwodniony miód.
======================================================
 
W kolonii nieustający ruch. 18-tego listopada ogródek grzybowy w jednym z nowych pojemników ma rozmiar fasolki. 5 dni później też i w drugim pojemniku pojawił się zaczątek ogródka. Królowa zmieniła dotychczasowe miejsce pobytu. Przeszła do pojemnika obok i ukryła się wewnątrz tamtejszego grzyba. Kolonia jest teraz karmiona różnymi owocami, nie licząc suchego pokarmu i rodzynek. Jabłka i gruszki kroję w małe kostki, żeby można je było szybko zanosić do gniazda. Choć i z dużymi porcjami robotnice nie mają problemu. Po dość sporych kawałkach pomarańczy podanych wieczorem, nad ranem nie ma już śladu. Jeśli chodzi o serwowanie rozwodnionego miodu, to używam do tego poidełka z mrowkoyada. Pełne starcza na 3 dni. Wcześniej stosowałem plastikowe tacki, na które nakładałem miód kroplami. Kończyło się to zawsze tym, że mrówki starały się je zabrać do komory z grzybem, co dawało rozsmarowany po wszystkim płynny pokarm. Robotnice nie zmieniły zdania co do kratki wentylacyjnej i nadal interesują się przejściem. Z tego co zauważyłem, to moje Atta nie mają oporów przed wchodzeniem do pojemnika na odpady. Przy zwiększonej aktywności nawet to miejsce tętni życiem.
======================================================
 
Pierwszy z nowych pojemników dnia 25 listopada 2016.
   
 
Drugi z nowych pojemników dnia 25 listopada 2016.
   
 
Kawałki pomarańczy.
   
 
Aktywność w nowych pojemnikach: [Wideo]
 
Aktywność na arenie przy pomarańczy: [Wideo]
 
Aktywność w pojemniku na odpady: [Wideo]
======================================================
 
[Chcę zadać pytanie]
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#7
Identyfikacja: Atta cephalotes / Atta sexdens (wpis archiwalny z 06.12.2016)
======================================================
 
Choć nie jesteś jeszcze w pełni Jedi, może pomożesz mi odróżnić prawdę od kłamstw. Posłuchaj zeznań obu podejrzanych. ― Mistrz Bolook
 
Posiadane przeze mnie Atta przybyły do mnie jako A. cephalotes. Początkowo nie przyglądałem się im zanadto. Bardziej byłem zajęty problemami związanymi z kondycją grzyba. Z biegiem czasu, kiedy sytuacja się ustabilizowała i pozostało mi jedynie je podziwiać, zacząłem dostrzegać różnice. Wygląd moich mrówek, a Atta cephalotes widzianych w dziennikach, różnił się. Pierwsza rzecz, która przykuła moją uwagę, to fakt, że posiadane przeze mnie grzybiarki nie błyszczą się. Trzeba było więc zajrzeć do porównawczego [klucza] Eli'ego Sarnat (osobno: klucz A. sexdens i klucz A. cephalotes). Wynika z niego, że cztery cechy pomogą odróżnić od siebie te dwa gatunki. Niestety jedna z nich traktuje o wyglądzie żołnierzy, a do tego jeszcze długa droga. Inne dwie cechy nie do końca są zweryfikowane, choć nie można mówić o ich wykluczeniu. Trzeba więc zacząć od ostatniej:
 
1) Głowę Atta sexdens pokrywa siatka heksagonalnych mikrorzeźbień, co sprawia, że są całkowicie matowe. W przeciwieństwie do A. cephalotes, których głowy są gładkie i błyszczące. Analogicznie jest w przypadku reszty ciała robotnic tych gatunków.
 
A. sexdens - Schemat | Głowa | Bok
A. cephalotes - Schemat | Głowa | Bok
Moje Atta - Głowa | Głowa 2
Atta użytkownika Tatery - Głowa | Głowa 2 | Bok  | Bok 2
 
 
2) Na wierzchu głowy A. sexdens widać coś w rodzaju zębów, albo nieostrego kąta. Głowa A. cephalotes nie posiada tej cechy i jest gładko zaokrąglona.
 
A. sexdens - Schemat | Głowa
A. cephalotes - Schemat | Głowa
Moje Atta - Głowa | Głowa 2
Atta użytkownika Tatery - GłowaGłowa 2
 
 
3) Kolce przedtłowia u A. sexdens są proste lub lekko pochylone w górnej części. Kolce A. cephalotes są mocno pochylone i wygięte w łuk.
 
A. sexdens - Schemat | Kolce
A. cephalotes - Schemat  |  Kolce
Moje Atta  - Kolce | Kolce 2
Atta użytkownika Tatery -  Kolce | Kolce 2
 
 
4) Głowa żołnierzy A. sexdens jest pokryta krótkimi włoskami. U A. cephalotes są one długie i nachodzą na siebie, przez co nadają głowie 'wełnisty' wygląd.
 
A. sexdens - Schemat | Głowa
A. cephalotes - Schemat | Głowa
 
(Zdjęcia porównywanej kolonii pochodzą z dziennika użytkownika Tatery. Za jego zgodą.
 
Reasumując: Cechy z identyfikacji wykluczają A. cephalotes. Z racji tego, że w ofercie sklepu były również A. sexdens, to one musiały ostatecznie trafić do mnie.
======================================================
 
[Chcę zadać pytanie]
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#8
Atta sexdens |Dzień: 290 (wpis archiwalny 10.12.2016)

======================================================
Status kolonii: Rozwój.
Królowa: Widywana na powierzchni grzyba.
Potomstwo: Liczebność nie do określenia - ciągły przyrost / duża ilość poczwarek / śmiertelność robotnic niewielka.
Temperatura/wilgotność: 25-26°C / 82-85% (czuj. 1); 25-26°C / 92-95% (czuj. 2).
Część gniazdowa: 4x pojemnik 1.2 L (168 x 109 x 105 mm).
Pokarm: Jabłka, gruszki, pomarańcze, rodzynki, płatki pszenne, kukurydziane i owsiane; orzechy laskowe, rozwodniony miód.
======================================================

Kolonia dobrze znosi jesienno-zimową porę i brak dostępu do liści. Ogródki grzybowe w pierwszej parze pojemników utrzymywane są w dobrej kondycji. Nie straciły za wiele ze swojej objętości. Druga para pojemników stopniowo się zapełnia. Królowa przesiaduje głównie wewnątrz grzyba, ale można ją było jakiś czas temu zobaczyć na jego powierzchni. Larwy również schowane są wewnątrz. Zostały też rozprowadzone po różnych pojemnikach. Nie brakuje ich jednak, bo widać je we wielu zagłębieniach. Poczwarki za to niezmiennie trzymane są na szczycie grzyba. Chowane są tylko wtedy, gdy coś mocno zakłóci spokój kolonii. O jajeczkach nie wspominam, bo nie sposób dostrzec ich na tle ogródka. Obniżyłem trochę temperaturę, aby zamiast dochodzić do 27°C, utrzymywała się na poziomie niewiele powyżej 25°C. Kolonia odsłoniła zabudowany czujnik w pierwszym pojemniku, więc wskazanie higrometru jest teraz bliższe prawdy.

Komentarz: Uważam, że powinniśmy rozwalić ten wór mięcha i oszczędzić sobie problemów, Panie. ― HK-47

O tym, że Atta to mrówki terytorialne nie trzeba mówić. W bliskim sąsiedztwie ich kolonii nie znajdziemy raczej gatunków, które mogłyby wchodzić im w drogę. Tak więc łączenie mrówek na wspólnej arenie odpada. Co jednak z tolerancją na innych przedstawicieli owadziego świata? Czy Atta, z racji tego, że nie interesują sie białkiem zwierzęcym, mogą żyć na tej samej arenie z neutralnymi owadami? Będą je ignorować, dając możliwość stworzenia namiastki ekosystemu zamieszkiwanego przez różnych przedstawicieli fauny? Odpowiedź brzmi: Nie. Robotnice są agresywne i nie lubią, gdy coś biega pod albo nad nimi. Mają też uprzedzenia do owadów unoszących sie nad ich głowami z przyczyn wiadomych - Phoridae. Wszytko co nie jest robotnicą, a się porusza, zostaje szybko spacyfikowane. Mało tego, dostanie się nawet martwym owadom, więc próby przemycenia na arenę jakiegoś mało ruchliwego stworzenia również nie wchodzi raczej w grę. Pająk, wrzucony na arenę razem z robotnicą zaplątaną w sieć, przetrwał kilkanaście sekund. Nie powiodło się też komarowi (pozbawionemu możliwości latania). Ani żywemu, ani martwemu. Atak Phoridae symulowała muszka ziemiórka, która wleciała na arenę i unosiła się nad robotnicami, uparcie chcąc znaleźć miejsce do wylądowania. Mrówki w takim wypadku przyjmowały bardziej pionową postawę ciała, rozwierały żuwaczki i machały odnóżami. Jedna robotnica, ku mojemu zdziwieniu, po zetknięciu z muszką energicznie zwinęła się w kulkę i trwała tak przez dobre kilka sekund. Choć nietypowe, to raczej nie można dopatrywać się w tym jakiejś strategii obrony. Próbowałem później powtórzyć obserwację z udziałem muszek, ale żadna z robotnic tak nie reagowała.
======================================================

Pierwszy z nowych pojemników dnia 9 grudnia 2016.
   

Drugi z nowych pojemników dnia 9 grudnia 2016.
   

Więcej kawałków pomarańczy.
   

Nieustanna wymiana robotnic: [Wideo]
======================================================

[Chcę zadać pytanie]
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#9
Opis gatunku: Pheidole pallidula (wpis archiwalny 17.12.2016)
======================================================
 
Jedną rzeczą jest zrozumienie lekcji, ale do jej zgłębienia potrzebna jest mądrość, która przychodzi dopiero z czasem. — Mistrz Zhar Lestin
 
Pheidole pallidula były pierwszymi mrówkami, które hodowałem. Początki były trudne. Wynikało to z niecierpliwości i wiary we własną nieomylność. Dziś, łącząc zdobyte doświadczenie i gromadzone informacje, mogę powiedzieć o nich trochę więcej…
 
Pheidole pallidula jest jednym z trzech (obok P. balcanica i P. koshewnikovi) rodzimych przedstawicieli Pheidole w Europie. Jak w przypadku większości gatunków (…).
Dalsza część artykułu na: http://wiki.mrowki.ovh/index.php?title=P..._pallidula
======================================================
 
[Chcę zadać pytanie]
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#10
Atta sexdens |Dzień: 303 (wpis archiwalny z 23.12.2016)
 
======================================================
Status kolonii: Rozwój.
Królowa: Ulokowana wewnątrz grzyba.
Potomstwo: Liczebność nie do określenia - ciągły przyrost / duża ilość poczwarek / śmiertelność robotnic niewielka.
Temperatura/wilgotność: 25-26°C / 82-85% (czuj. 1); 25-26°C / 80-85% (czuj. 2).
Część gniazdowa: 4x pojemnik 1.2 L (168 x 109 x 105 mm).
Pokarm: Jabłka, gruszki, rodzynki, płatki pszenne i owsiane, rozwodniony miód.
======================================================
 
Kolonia rozwija się bez przeszkód. Potomstwa nie brakuje. Widać to szczególnie wtedy, gdy po silnym namoczeniu wylewki gipsowej mrówki przenoszą potomstwo wyżej, albo do innych pojemników. Zaryzykuję stwierdzeniem, że robotnic jest już tyle, że mógłbym wyprowadzić z areny wężyk za okno i obserwować samozaopatrujące się mrówki. Ogródek nieustannie rośnie, choć częściowe ograniczanie pokarmu spowalnia ten proces. Kolonia jest karmiona, gdy zwiększa się aktywność robotnic na arenie. Przeważnie co 2-3 dni w zależności od pokarmu. Drobny, jak np. płatki, jest znoszony natychmiast. Duże kawałki owoców zalegają oczywiście dłużej i mrówki mają czym się zajmować. W nowej parze pojemników zaczyna pomału brakować miejsca i powinienem już myśleć o dostawianiu kolejnych. Niestety większa ich liczba nie zmieści się pod obecną pokrywą i będzie potrzebna konkretna przebudowa. Królowa stale się ukrywa. Dopiero wstrząsy spowodowane pracą przy formikarium sprawiły, że była zmuszona ewakuować się do drugiej pary pojemników, choć później zapewne wróciła.
======================================================
 
Prawie całkowicie zajęte cztery pojemniki dnia 22 grudnia 2016.
   
 
Królowa zmierza do innego pojemnika.
   
 
Transport płatków pszennych i owsianych: [Wideo]
 ======================================================
 
[Chcę zadać pytanie]
Odpowiedz
Podziękowanie od: Antek Mrówka


Użytkownicy przeglądający ten wątek:

1 gości