Formikarium z gniazdem drewnianym
Od jakiegoś czasu chodził mi po głowie plan zrobienia drewnianego gniazda. Miało być przeznaczone dla kolonii nadrzewnicy, którą odchowałem od samotnej królowej złapanej podczas rójki w 2019 roku. Po zimowaniu królowa zaczęła obficie czerwić i zapowiadało się, że obecne gniazdo szybko stanie się zbyt małe.
Koncepcja
Miałem dużo pomysłów, ale większość nie rozwiązywała kwestii nawadniania. Nie zadowalało mnie podłączanie probówki z wodą, ze względu na swoją wątpliwą praktyczność i estetykę. Również pominięcie tego zagadnienia, jak robią to niektórzy, uznaję za niedopuszczalne. Nienawadnianie drewnianych gniazd, bo „mrówki same je sobie nawodnią” może skończyć się fatalnie. Zwłaszcza dla małej kolonii.
Efekt miał być bezpieczny dla mrówek oraz wygodny i estetyczny dla mnie. Dlatego postanowiłem poświęcić trochę więcej czasu na projekt i rozwiązania techniczne. Po dokładnym przemyśleniu uznałem, że najlepiej będzie umieścić gniazdo w niewielkim formikarium. Gdy plan był już gotowy, zacząłem kompletować materiały.
Praktyczny system nawadniania
Zacząłem od wyboru pojemnika. I tu znowu skusiłem się na produkt firmy ROTHO o wymiarach 90x200x190mm. Przewierciłem dwa otwory do nawadniania i nakleiłem na nie plastikową siatkę. Żeby klej nie chwycił obciążników podłożyłem papierowy ręcznik. Po wyschnięciu kleju pozbyłem się papieru pocierając mokrym palcem. Brzegi siatki dociąłem skalpelem.
Do zrobienia korytek na wodę użyłem starej pokrywki od pudełka. Profil w kształcie litery L oraz dwa kwadraciki zamykające boki skleiłem silikonem akwarystycznym. Tym samym klejem przykleiłem je do pudełka. Zewnętrzne korytko odpadło w późniejszym etapie prac i dokleiłem je prawie na samym końcu prac.
Maskowanie
Po sprawdzeniu szczelności wewnętrznego korytka zająłem się wylewką. Jej jedynym celem było zamaskowanie nieestetycznego plastiku na wodę. Gips miał biec od samego dołu przedniej ściany ku tyłowi na wysokość górnej krawędzi korytka.
Zrobiłem w wiaderku próbę mieszanki gipsu z wodą, musiała być na tyle płynna, żeby się sama wypoziomowała i wyschła bez pęknięć. Żeby nie zabrudzić korytka napchałem do niego waty. Gips wlałem bez ceregieli, prosto z małego wiaderka. Wszystko, co wychlapało się na ścianki wytarłem delikatnie palcem, żeby nie porysować plastiku.
Gips był na tyle płynny, że na ściankach stworzył się efekt wklęsłego menisku. Po stężeniu, jeszcze wilgotny gips zeskrobałem wykałaczką do szaszłyków. Poprawiłem też przy korytku, tam menisk był wypukły.
Klimatyczna wyściółka
Pomimo że nie miałem jeszcze szczegółowego planu wystroju, to w ogólnym zarysie klimat miał przypominać starą stodołę. Wpadłem na pomysł, że do podłoża przykleję na Vikol trociny.
Trochę się obawiałem o wilgoć, że mrówki będą zgryzać trociny i upychać je do korytka. Woda się przesączy przez całą wyściółkę i zrobi się bagienko. Pomimo tego postanowiłem spróbować. Zakleiłem ścianki taśmą malarską i wysmarowałem gips klejem. Posypałem dokładnie trocinami i odkleiłem taśmę.
Taśmę lepiej usunąć jak klej jest jeszcze mokry. Jak wyschnie, to przy zrywaniu taśmy można zerwać kawałek kleju z gipsu. Trzeba przy tym uważać, żeby nie pobrudzić ścianek klejem z taśmy.
To, że ściółka wyglądała fantastycznie w niczym nie pomogło. Klej minimalnie zaszedł do korytka, woda chwyciła jakąś trocinkę i rozsączyła się po całym dnie. Nasiąkł również częściowo gips.
Poskutkowało to tym, że przy próbie wyskrobania kleju przy korytku zerwałem całą wyściółkę. Zeszła gładko jak skóra z dobrze wypieczonego kurczaka (w wegańskiej wersji jak skóra z dojrzałego awokado). Po wyschnięciu klej zesztywniał jak podeszwa i wyglądało to jak trocinowy wafel.
Kompromisowa alternatywa
Postanowiłem zrezygnować z klejonej wyściółki. Nawet gdybym wysypał ją piaskiem, to mrówki mogłyby znosić śmieci do korytka, woda znów rozeszłaby się pod klejem. Gdzieś by odeszło i mrówki właziły by pod spód. W najgorszym scenariuszu mogłyby się tam nawet przeprowadzić.
Pomalowałem gips farbą akrylową, która popękała. Popękała też po naniesieniu drugiej warstwy. Zeskrobałem więc całą farbę. Nie było to łatwe, bo pudełko jest wysokie i dłoń z narzędziem ledwo się mieściła. Rozcieńczyłem farbę i pomalowałem ponownie. Też popękało… Mocno zrezygnowany zostawiłem tak i zdecydowałem, że pęknięcia zamaskuję elementami wystroju.
Musiałem się spieszyć, bo wysychanie klejów, gipsów, farb zajmowało dni. Pracować mogłem tylko w weekendy po kilka godzin. W takiej sytuacji jedno malowanie trwało tydzień! A kolonia rosła. Mrówki zajmowały dwie probówki połączone portalem, który również został zaadaptowany jako gniazdo. Wypełniłem go mielonym korkiem i do całości podłączyłem osobną arenę.
Gniazdo
Kolejnym etapem było zrobienie gniazda. Za materiał posłużyła deska balsowa o grubości 5mm. Uciąłem brzeszczotem dwa kawałki i skalpelem poobcinałem brzegi, żeby nadać im odpowiedni kształt. Również skalpelem wycinałem komory. Nacinałem wzdłuż linijki, a potem igłą preparacyjną wyłupywałem drewno. Do szlifowania użyłem końcówki do Dremela, ale prace wykonywałem ręcznie. Balsa jest zbyt miękka, żeby obrabiać ja narzędziami mechanicznymi. Brzegi desek oszlifowałem papierem ściernym.
Prostokąt z pleksi wyciąłem brzeszczotem. Im bardziej brzeszczot jest prostopadły do pleksi, tym gorzej się tnie. Najlepiej trzymać prawie równolegle, wtedy najmniej szarpie i linia wychodzi prosto. Szybce nadałem kształt Dremelem z końcówką do frezowania i wszystko ładnie wygładziłem bardzo drobnym papierem ściernym.
Problematyczny montaż
Wdawało mi się, że wszystko jest przemyślane i skrupulatnie zaplanowane, ale nie było. Już na samym początku popełniłem poważny błąd. Nie zmierzyłem jaką grubość będzie miało gniazdo z szybką. Okazało się, że po włożeniu do korytka pozostaje bardzo mało miejsca na pęcznienie drewna. Z wcześniejszych doświadczeń wiedziałem, że balsa łatwo pije wodę i mocno przy tym puchnie. Dlatego oszlifowałem dolną część szybki, żeby nie wchodziła do korytka.
Podczas przewiercania otworów na śruby popełniłem kolejny błąd. Przykleiłem taśmą malarską całość, żeby przewiercić pudełko, drewno i szybkę za jednym razem. Taśma jednak nie trzymała zbyt dobrze i trochę się porozjeżdżało. Najgorzej oberwało drewno, ale śruby zasłoniły wadę.
Szlaki komunikacyjne i zabezpieczenia
Po bokach zrobiłem dwa otwory na wężyki. Ponieważ te mrówki są małe i sprytne, otwory były minimalnie mniejsze, żeby nie było żadnych szczelin. Żeby nie szarpać się z wciskaniem wężyków i zabezpieczyć je przed ewentualnym wysunięciem zrobiłem też konektory. Na końcówkę wężyka 6mm nałożyłem pierścień z wężyka 8mm i zgrzałem zapalniczką. Potem przełożyłem wężyk od wewnątrz i nałożyłem drugi pierścień od zewnętrznej strony, dociskając go do końca.
Rant zrobiłem z oryginalnego wieczka, wycinając otwór Dremelem i wygładzając krawędzie papierem ściernym. Jako bariery użyłem talkoholu. Wyciąłem też uszczelkę, żeby nie szarpać się przy ewentualnym ściąganiu. To, po wprowadzeniu mrówek, okazało się być kolejnym błędem. Wieczko minimalnie odstawało i mrówki postanowiły wykorzystać tę sytuację i pozwiedzać mój pokój. Musiałem uszczelnić szparę pomiędzy pudełkiem a wieczkiem wciskając weń dwie gumki recepturki. Wyłapanie robotnic zajęło mi przeszło dwa tygodnie i nie wykluczam, że niektóre mogą jeszcze zwiedzać mieszkania sąsiadów.
Szybkie wykończenie i przeprowadzka
Po zalaniu korytka wodą balsa oczywiście napęczniała. Gniazdo wybrzuszyło się na środku, a w okolicach śrub na szybce pojawiły się pajęczynki. Na szczęście nic nie popękało i mam nadzieję, że tak zostanie.
Wystrój, jak już wspominałem miał nawiązywać do starej stodoły. Kłosy zboża, zardzewiały łańcuch, stare legary. Podczas ich przypalania pomyślałem, że fajnie będzie też lekko nadpalić gniazdo. Balsa pali się prawie jak styropian, trzeba mocno uważać i nie dmuchać na żar bo spopiela się momentalnie.
Mrówki przeprowadzały się niechętnie, więc trochę im pomogłem. Obecnie cała kolonia już się przeprowadziła i wygląda na szczęśliwą. Nawadniam co 3-4 dni ok 10ml wody. Wilgoć dochodzi mniej więcej do połowy wysokości deski. Drewno zaczyna wysychać od brzegów ku środkowi, dzięki czemu ładnie widać różnicę między częścią suchą i wilgotną. Poziomy komór gniazda nie są ze sobą połączone. Również poszczególne poziomy mają przerwy w łączeniach, przez co mrówki mają dostęp tylko do połowy gniazda. Do reszty muszą się przegryźć.