#11
Im lepsze narzędzia tym dokładniej. Ja jadę na pożyczonym sprzęcie i przyznam, że pierwsze otwory w pudełkach wierciłem nożyczkami Smile   Zaczynałem małymi higienicznymi i kończyłem większymi do papieru. Idzie tak zrobić otwór pod probówkę, a krawieckimi nawet  pod wentylację dało by radę Wink

Przyszedł czas na beton. Jest to najtańszy materiał na gniazdo jaki wpadł mi w ręce i wszystkie prace, jak choćby wyżej wymienione wiercenie otworów w plexi, można wykonać bez narzędzi mechanicznych. Pomyślałem, że tym razem zacznę od projektu, oczywiście na kartce w kratkę ołówkiem. Wyznaczyłem obramowanie 1cm, potem jeszcze 0.5cm pod plexi. Dorysowałem komorę nawadniającą plus odstęp ok.6mm.

   
 
 Pozostały obszar potraktowałem jako mój obszar roboczy i zacząłem projektowanie komór, w międzyczasie wcisnąłem jeszcze jedną komorę  nawadniającą. Rysunek przeniosłem na wcześniej wycięty beton nanosząc najistotniejsze punkty za pomocą linijki. Oczywiście w ferworze się pomyliłem i musiałem całość „ścieśnić” dla tego przypomnę jedno z powiedzeń Paulo Coelho: „Mierz dwa razy, tnij raz”  Smile Do cięcia użyłem najtańszej piły do drewna, poszło bardzo sprawnie. Z racji późnej pory dnia rzeźbienie komór zacząłem robić ręcznie wiercąc i skrobiąc końcówkami pilników. Żmudna i Trzebiaowska to praca, ale da się ją wykonać . Młotek i śrubokręt odpuściłem z powodu małej dokładności. Gdy przyszedł czas na mechaniczne narzędzia zaznaczyłem na wiertle 12mm (2mm na zagłębienie pod plexi i 10mm na komory) i zacząłem rozwiercać zostawiając bezpieczny odstęp od linii.

         
 
 Na korytarze przewidziałem 8mm (2+6). Podczas wiercenia musiałem zahaczyć i taśma się obsunęła, korytarze w dalszej części gniazda wyszły głębsze ale parłem dalej. Ściany komór i korytarzy wyrównałem pilnikami dokładnie do wyrysowanych linii. Ta część pracy sprawiła mi najwięcej przyjemności  Smile Do oszlifowani dna użyłem szlifierki.  Kolejnym etapem było zrobienie zagłębienia pod plexi. Krawędzie wyznaczyłem linijką i pilnikiem, głębokość mierzyłem fancy miarką.

       
 
 Szlifowałem ręcznie papierem ściernym P60, koniecznie zamocowanym na twardej i prostej podkładce. Ten etap też poszedł sprawnie.

   
 
 Gniazdo zaczynało nabierać kształtu i w obawie, że coś spieprzę resztę otworów postanowiłem wiercić ręcznie. Z wejściowym bawiłem się dobre 10min, ale tu wszystko musiało być idealnie. Plexi wyciąłem brzeszczotem, otwory na wkręty zaznaczyłem dopiero po dopasowaniu i wywierciłem na desce. W betonie wierciłem przez plexi żeby wszystko było dobrze spasowane. Całe gniazdo przetarłem papierem ściernym, zaokrągliłem brzegi. 

       
 
Jak już wszystko było wywiercone i oszlifowane walnąłem wodorozcieńczalną emalię akrylową.

   
 
 Kolor waniliowy i modowy, sugerowałem się wyglądem, nie smakiem. Poczekałem 4 dni żeby farba dobrze wyschła. Nauczony błędami, w tym gnieździe umieściłem medium trzymające wodę, przepłukaną gąbkę do naczyń. Plexi przykręciłem wkrętami do drewna, bo lepiej pasowały kolorem. Jeszcze tylko podkładki i gotowe.

                   
 
 Wykonanie całości zajęło mi kilka wieczorów, ale było dużo przestojów i w sumie wyszło ponad dwa tygodnie. Mechanizacja przyspiesza pracę, ale nieważne jak się to robi, budowanie gniazda dla mrówek oczyszcza duszę  Smile
Następne w produkcji.

   
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#12
Bardzo ładnie, wymieniłbym tylko śruby Tongue Gdzie zaopatrzyłeś się w akryl ?
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#13
Wszystkie materiały dostępne w Leroy.
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#14
Niestety plexi w gnieździe z balsy się odkleiła. Podczas szlifowania brzegów klej puścił w prawym dolnym rogu. Liczyłem na to, że przez małe rozmiary i skromne nawadnianie napięcia w drewnie będą na tyle niskie, że klejenie wytrzyma. Niestety drewno musiało się wyginać na tyle mocno, że przeciąg zmotywował mrówki do zapychania szczeliny. Naniesiony materiał zaczął stanowić oparcie dla plexi, zaczęła działać dźwignia. Klej puszczał dalej, mrówki robiły swoje. Trzeba było robić nowe gniazdo. Założyłem, że to nie balsa wygina się za mocno, ale plexi  za mało, dlatego nowe gniazdo przykryłem zeszytową okładką.
   
Mrówki i tak były w stanie przegryźć się przez plexi, ale robiły to tylko przy otworach nawadniających. Po przykryciu gniazda czerwoną folią, tej samej grubości co zeszytowa okładka, niczego nie skubały. Na razie mrówki nie interesują się folią, klej trzyma.
   

 
Poidełko sprawuje się bardzo dobrze, nie pojawia się żaden osad ani glony, regularnie je pielęgnuję. Dorobiłem sączki z nici, żeby ułatwić dostęp do wody.
       
Pomimo braku doświetlania mech Jawajski rozrósł się na tyle, że starczyło go dla żołędziówek. Tym razem wsadziłem go w probówkę, dołożyłem kilka fragmentów rośliny z akwarium żeby od razu mieć zadowalający efekt.
   
Mrówki przez kilka dni nie korzystały z nowego poidełka, stopniowo się przekonywały. W momencie gdy korzystały z obu w podobnym stopniu usunąłem stare źródło wody. Mech zaczął rozrastać się w tym samym tempie, pomimo że ma trochę mniej światła, pielęgnuję analogicznie jak poidełko z szalki.
       
Próbuję też z innymi gatunkami mchów, na razie bez doświetlania, dlatego zapewniam mrówkom tradycyjne źródło wody.
Ze szklanej szalki zrezygnowałem, zbyt często trzeba nawadniać.
   
A tak możecie wykorzystać stare „parzydełko” do herbaty Smile
   
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#15
Z racji, że formikarium miało być przeznaczone dla żniwiarek postanowiłem dobrze je zabezpieczyć. Do łączenia wężyków z modułami użyłem konektorów z druku 3D, żeby uniemożliwić mrówkom dostęp do krawędzi wężyków. Zadbałem również o porządną wentylację. W pokrywie areny zrobiłem dwa otwory, które zabezpieczyłem kratkami wentylacyjnymi. Dodatkowe otwory w gnieździe i arenie, przeznaczone do dalszej rozbudowy formikarium, zamknąłem zatyczkami wentylacyjnymi zrobionymi z metalowej siatki i wężyka. Do przyklejenia siatki użyłem dwuskładnikowego kleju poxipol. Zmontowałem również tacę umożliwiającą bezpieczne przenoszenie formikarium w razie przemeblowań i grubszych serwisów. Tyle o szczegółach.

           

Najwięcej czasu zajęło mi ogarnięcie kanapki i wypełnienia. Zacząłem od wyboru gąbki florystycznej. Wszystkie suche gąbki się nie nadają, ponieważ nie chłoną wody. Wszystkie mokre gąbki rozsypują się w dłoniach i mają kolor cmentarnej zieleni. Po pewnym czasie grzebania w temacie trafiłem na produkt RAINBOW firmy OASIS, gąbkę łączącą cechy mokrej i suchej. Najbardziej zainteresowała mnie płyta w kolorze czekoladowym, niestety nie udało mi się jej dostać. Zależało mi na ciemnym kolorze który maskowałby pojawiającą się ewentualnie pleśń, ale zostały do wyboru kolory sportowych samochodów i kremowy. Znalazłem sklep internetowy sprzedając płyty w kolorze kremowym po 3 sztuki w paczce. Zbyt dużo gąbki za zbyt dużo pieniędzy. Zdecydowałem się na kupienie jednej kostki OASIS Rainbow Ivory w kolorze kremowym, o wymiarach 23x11x8cm. Te wymiary zdeterminowały wielkość kanapki. Żeby nie pisać o szklarzach napiszę o szkle. Płaszczyzny muszą być spasowane bardzo dokładnie, niedociągnięcia niewidoczne na pierwszy rzut oka zaczynają stanowić duży problem podczas montowania wkładu. W niedokładnie sklejonym gnieździe gąbka albo będzie odstawać od którejś z szyb albo zniszczy się podczas wkładania. Jej wytrzymałość jest większa od standardowej mokrej gąbki florystycznej, nie kruszy się od samego patrzenia, ale to wciąż gąbka florystyczna, trzeba obchodzić się z nią bardzo delikatnie. Przygotowanie wkładu zacząłem od  ucięcia plastra. Zmontowałem ramkę z kantówki grubości 10mm bo tyle wynosiła grubość złoża w gnieździe i podłożyłem pod spód kartonik żeby uzyskać dodatkowy milimetr. Z założenia wkład miał wchodzić na lekki wcisk. Plaster planowałem uciąć nożem, ale pomimo szczerych chęci okazał się zbyt krótki, kolejnym narzędziem w toolboxie był młotek, dlatego wziąłem brzeszczot. Jedną ręką dociskałem gąbkę od góry natomiast pozostałymi dwoma prowadziłem brzeszczot po ramce. Ciąć trzeba spokojnie, dużo piłować mało cisnąć . Z całej kostki ostatecznie, po wszystkich cięciach i szlifowaniach, udało mi się pozyskać jeden doskonały wkład. Po wycięciu plastra dociąłem nożem jeden z boków do długości 20cm, trzeci wymiar stanowiący w tym przypadku wysokość ( 11cm) pozostał bez zmian. Nadmiar jednego milimetra na grubości to zdecydowanie za dużo, podczas próby wciśnięcia taki wkład rozpada się w rękach z powodu zbyt dużych oporów ale szlifowanie papierem ściernym pozwala dokładnie go dopasować. Dodatkowo szlifowanie wyrównuje wszystkie rysy powstałe przy cięciu. Ewentualnym problemem może być to, że momentami szlifuje się zbyt łatwo, jeden ruch za dużo i wkład wpada luźno w kanapkę. Wkład najlepiej przygotować raz a dobrze, jak już go wciśniemy do połowy i okaże się, że coś jest nie tak to raczej w jednym kawałku nie uda się go wyjąć. Ale nawet dobrze spasowany stwarza problemy. Jak już wcześniej pisałem chciałem, żeby wypełnienie nie latało luźno, było wklinowane pomiędzy szyby dlatego były opory, na początku na tyle małe, że można było dociskać ręką, ale po włożeniu jednej  trzeciej poczułem, że zaraz na gąbce zostaną doły po palcach. W takim momencie gąbka powinna być dociskana równo na całej powierzchni. Ja wykorzystałem do tego zbyt mocno wyszlifowany wkład który wchodził w gniazdo z lekkim luzem i to było chyba najlepsze rozwiązanie. Siły rozłożyły się na obu gąbkach tak, że gdy wkład osiągną dna jego górna krawędź była równiusieńka.

               

Po kilku próbach nawadniania jasne było, że będzie to jeden z najtrudniejszych elementów użytkowania. Woda po wlaniu dość sprawnie spływa, po ok 24h w większości gromadzi się przy dnie. Mokra zmienia trochę kolor, ale wilgotna praktycznie niczym się nie różni. Na obecną chwilę najlepszy sposób sprawdzenia wilgotności na jaki wpadłem to podświetlenie gniazda od tyłu z góry.

       

Znając już podstawy nawadniania przyszedł czas na przeprowadzkę. Gniazdo tradycyjnie podzieliłem na dwie części: wilgotną i suchą dogrzewaną, natomiast samo nawadnianie postanowiłem przeprowadzać w inny sposób niż w gnieździe ziemnym. Podlałem 3ml wody na niecałą połowę i podłączyłem probówkę z moimi kolekcjonerkami do dodatkowego otworu w gnieździe. Mrówki zaczęły ochoczo korzystać z nowej przestrzeni, poczwarki przy piecyku były już po godzinie, kupy na szybach po dniu, ale kopanie szło opornie. Pierwszego dnia mrówki skubały chaotycznie w części wilgotnej, ale następnego dnia jak cała woda spłynęła zajęły się brudzeniem szyb i przerzucaniem nasion. Po około tygodniu nawodniłem gniazdo dolewając niecały mililitr wody, efekt był podobny jak do początkowego. Mrówki chaotycznie poskubały w części wilgotnej, jedna zrobiła 1cm zagłębienie w rogu i tyle na kolejny tydzień. Woda spłynęła, mrówki odpuściły. Po kolejnych 7 dniach znowu dolałem niecały mililitr wody. Zrobiło się poruszenie, do kanapki wpadła królowa z grupą największych robotnic i zarządziła wykopki. To był pierwszy raz kiedy zobaczyłem ją w nowym gnieździe. Mrówki zaczęły kopać i nie przestają do dzisiaj. Królowa zaczęła od tamtego dnia przebywać w kanapce, w miarę pogłębiania wykopu warunki musiały poprawiać się na tyle, że po tygodniu kopania królowa nie opuszcza placu budowy. Robotnice coraz częściej znoszą na dno larwy, ale spora ich część pozostaje w probówce dlatego na razie pozostawię ją przy gnieździe jako awaryjny inkubator.  

                   
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#16
Sam kiedyś myślałem o wypełnieniu sandwicha gąbką florystyczną. 
Pokazałbyś jak to dzisiaj wygląda Smile
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#17
Założę dziennik, za kilka dni bo muszę pamięć odświeżyć Smile
Odpowiedz
Podziękowanie od: korek
#18
Update z dalszych prac nad gąbką florystyczną. Tutaj koleś z ANTSTORE mówi, że Digfix to materiał na bazie żywicy. Jeżeli tak, to raczej żywicy mineralnej, nie wiem z czego są gąbki florystyczne, szczegół.

https://www.youtube.com/watch?v=exUhmkCgrKA&t=453s

Trochę dalej na zachód hodowca założył dziennik swojej kolonii Messor barbarus.  W jednym z odcinków wypełnił nowy moduł gąbką florystyczną w ciekawy sposób. Korzystając w międzyczasie z francuskich rozrywek roztarł gąbkę na pył, potem dolał wody i papką wypełnił gniazdo. Po wysuszeniu zamknął.

https://www.youtube.com/watch?v=xqTOJh93IDo

Mrówki wyniosły w całości zawartość gniazda w szybkim tempie, ale to samo zrobiły z modułem, który wypełnił piachem. Wydaje mi się, że mrówki nie zostawiły niczego, bo gniazdo było w poziomie i nie potrzebowały korytarzy. Poza tym siły przerobowe tak dużej kolonii muszą znaleźć ujście. Od samego początku miałem na uwadze to, że zbyt duża kolonia może roznieść  gniazdo, dlatego do razu zaopatrzyłem się w dwie kanapki, żeby nie przegapić odpowiedniego momentu. Niestety jedno z gniazd zostało sklejone tak niefortunnie, że rozszerzało się ku dołowi. Uniemożliwiało to zamocowanie wkładu tak, żeby nie odstawał od szyby i gniazdo miało zostać przeznaczone na ziemniaka dla innych mrówek, ale sytuacja się zmieniła. Wygrzebałem z mojej graciarni pociętą gąbkę i zacząłem ucierać na papierze ściernym. Słuchając politycznej debaty wpychałem papkę w gniazdo, mieląc kawałek za kawałkiem i w sumie zmieliłem pięć wkładów. Przy okazji wyszło kolejne niedociągnięcie gniazda, braki w klejeniu sprawiały, że woda przesączała się na zewnątrz. Ta wada okazała się bardzo przydatna, nadmiar wody szybko odpływał, co umożliwiało dokładne ubijanie, ale może właśnie dlatego weszło pięć razy więcej towaru. Wpadłem też na pomysł, że w ten sposób można łączyć i mieszać kolory.

       

Przez to, że wkład jest gęstszy już tak widowiskowo się nie podświetla. Materiał porównał bym do piaszczystej gliny, po wyschnięciu jest spoisty, ale łatwo się kruszy. Bardzo dobrze chłonie wodę. W odróżnieniu od gliny jest lekko sprężysty. Widać też, że nie jest jednorodny, miejsca o różnej gęstości różnią się subtelnie odcieniem, zwłaszcza jak jest wilgotny. Domieszało się też trochę ziaren z papieru ściernego, fajnie kontrastują na jasnym tle. Gniazdo suszyłem na kablu grzewczym, po kilku dniach pojawiły się pęknięcia, ale wszystko było jeszcze mokre i szło je zagęścić. Po dziesięciu dniach suszenia w środku dalej była ciapka. Podłączyłem dwie maty grzewcze, żeby przyspieszyć proces. Po kolejnych dziesięciu dniach wkład nie wyglądał jak bagno, ale mocno popękał. I może nawet szczelina na środku wyglądała fajnie ale na bokach poodchodziło tak mocno, że bolało jak patrzyłem.

           

Poza tym wkład był jeszcze wilgotny. Po podsumowaniu oczywiste było, że użyłem zbyt dużo wody, ale uznałem, że gąbka też była zbyt mocno utarta. Zamówiłem dwie kolejne gąbki, kremową i pomarańczową i tym razem utarłem w dłoniach, zostawiłem nawet drobne kawałki, ale postarałem się żeby wszystko było zgniecione.
Gniazdo wypełniłem suchym towarem, porządnie na bieżąco ubijając, ale i tak weszło mniej niż poprzednio. Na sam wierzch dałem cienką warstwę gąbki utartej na papierze ściernym, żeby wierzchnia warstwa była bardziej zwarta.

           

Po skończeniu faszerowania porobiłem foty, stłukłem wieczko od gniazda i zacząłem nawadniać. Stopniowo, w przeciągu trzech dni wlałem 40ml wody, która czwartego dnia osiągnęła dno. Obecnie wkład w górnej części wydaje się suchy, nigdzie nie popękał, ale gniazdo musi jeszcze poczekać na podłączenie. Zastanawiam się czy do rozcierania nie byłaby lepsza zwykła mokra gąbka, lepiej się kruszy, może lepiej się wiąże, ale jej kolor wciąż mnie skutecznie odstrasza. O tym czy ten materiał nadaje się do wypełniania zadecydują mrówki Smile
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#19
Bardzo ciekawy opis (szczególnie część z tłuczeniem pokrywki Smile )
No to teraz czekamy aż kolonia urośnie na tyle żebyś jej nowe gniazdko udostępnił.
Odpowiedz
Podziękowanie od:
#20
Uwielbiam ten temat Smile
Wszystko jest mega estetyczne.
Odpowiedz
Podziękowanie od:


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Szczelność gniazda - Messor barbarus Matt 7 2,670 02 Mar 2020, 01:23
Ostatni post: Revan
  Wymiary gniazda wujo 2 1,770 05 Kwi 2019, 19:06
Ostatni post: wujo
  Budowa gniazda dla Tetramorium sp. STROUX 1 1,838 18 Lut 2019, 22:03
Ostatni post: korek

Użytkownicy przeglądający ten wątek:

1 gości